europa
Cieszyn i Český Těšín
Sylwester i Nowy Rok tym razem były dość leniwe. Pogoda średnio sprzyjała chęci wyjścia więc głównie opróżnialiśmy lodówkę i kolejny raz męczyli Gwiezdne Wojny.
2 stycznia postanowiliśmy jednak otworzyć sezon wycieczkowy 2024 roku. Cieszyn i Český Těšín. Niby tak blisko a jednak bywamy tam głównie tylko przejazdem. Nadszedł w końcu czas na spacer.
Miejsce parkingowe znaleźliśmy tuż obok Rynku. 10,50 zł to koszt trzech godzin postoju. Powinno wystarczyć, szczególnie że większość atracji, które chcieliśmy zobaczyć jest w okolicach Wzgórza Zamkowego a w związku z obżarstwem ostatnich dni nie planowaliśmy obiadu po czeskiej stronie.
Tuż poniżej Rynku w Cieszynie znajduje się Cieszyńska Wenecja, którą można dojść do Wzgórza Zamkowego i mostu Przyjaźni. Spacer trwa kilkanaście minut.
Góra Zamkowa to oprócz Zamku głównie Wieża Piastowska, Rotunda romańska (znana z banknotu o nominale 20 zł) czy Wieża Ostatecznej Obrony. U podnóża góry znajduje sie dawny Arcyksiążęcy Browar Zamkowy a z drugiej strony most na granicznej Olzie.
Idąc w stronę mostu Przyjaźni można obejrzeć replikę tramwaju, który kursował w mieście w latach 1910 – 1921. To dość świeża atrakcja Cieszyna.
Ja most kojarzę głównie z małego ruchu granicznego lat słusznie minionych, kiedy to straż graniczna kontrolowała plecaki pełne piwa, studentskiej czy lentinek. Sam most i okolice czeskiej strony niewiele się zmieniły.
Český Těšín w czasie naszego spaceru to Ratusz i zakupy wyśmienitego wina morawskiego w jednej z wielu winotek. Na polską stronę wróciliśmy mostem Wolności.
Dron – mapy stref
Od blisko dwóch lat dron jest nieodłącznym towarzyszem wszystkich naszych podróży.
Bezpieczne i legalne latanie dronem wiąże się jednak ze spełnieniem kilku niezbędnych procedur jak zgłoszenie lotu oraz sprawdzenie czy nie znajdujemy się w strefie z ograniczeniami lub zakazem lotu. Niestety nie ma uniwersalnego narzędzia dlatego w każdym z odwiedzanych państw trzeba posiłkować się udostępnymi mapami urzędów lotniczych które często nie są proste do odnalezienia.
Poniżej lista map, które do tej pory udało mi się znaleźć.
Wakacje 2022. Podsumowanie.
- Podróżowaliśmy przez 13 dni.
- Przejechaliśmy 4160 km.
- Zatankowaliśmy 326 litrów ON.
- Odwiedziliśmy 5 krajów z czego w 4 nocowaliśmy.
- Kąpaliśmy się w 2 różnych morzach na 3 plażach, w 1 jeziorze i 1 basenie.
- Mieliśmy 1 poważną usterkę samochodu.
- Zaliczyliśmy 5 noclegów na kempingach, 3 na dziko i 4 przy autostradzie, głównie przez usterkę, która zmusiła nas do znacznej zmiany planów i podróży głównie nocami.
Dzień 13. Praga.
Do centrum przyjechaliśmy w sobotę rano. Nawet nie było dużego problemu ze znalezieniem parkingu. Po spacerze w centrum Pragi ruszyliśmy w dalszą drogę do domu.
Dzień 12. Muzeum Zeppelina.
Kemping musieliśmy opuścić przed 12 więc resztę dnia spędziliśmy w Friedrichshafhen gdzie poszliśmy m.in. do Muzeum Zeppelina. Dopiero wieczorem pojechaliśmy w kierunku Monachium, Pilzna aż do Pragi.
Dzień 11. Jezioro Bodeńskie.
Przez noc udało się dojechać w pobliże Miluzy (koszt francuskiej autostrady z Lionu do granicy to około 20€). Kilka godzin szybkiego snu na parkingu przy autostradzie i z samego rana ruszyliśmy nad jezioro Bodeńskie. Około 13 dotarliśmy na miejsce. Na kilku kempingach nie było miejsc. Dopiero w Hagnau am Bodensee znaleźliśmy miejsce na nocleg z plażą przy jeziorze (www.camping-kirchberg.de). Po kąpieli w Adriatyku, Morzu Liguryjskim, francuskim basenie przyszła kolej na niemiecko-austriacko-szwajcarskie jezioro 🙂
Dzień 9 i 10. Cruas
Temperatury w dalszym ciągu były ekstremalnie wysokie więc plan na dalszą podróż był ustalony. W ciągu dnia kampimy gdzieś przy wodzie a nocą jedziemy. 20 km od zjazdu z autostrady znaleźliśmy kemping z basenem Harmony w Cruas. Zostaliśmy tutaj na noc i cały kolejny dzień mocząc się w basenie. W dalszą podróż wyjechaliśmy dopiero około 18.
Dzień 8. Alpejska część wycieczki… a może jednak nie?
Sisteron, Gap, Grenoble i nocleg na przełęczy Col Lautaret. Z takim planem ruszyliśmy w droge.
Niestety dotarliśmy tylko do Gap, gdzie na podjeździe rozpadł się jeden z dwóch wiatraków na chłodnicy samochodu. Temperatura i czas dały znać o sobie. Uszkodzony wiatrak wpadał w wibracje, które mogły uszkodzić chłodnicę. Próby naprawienia usterki na miejscu niestety nie powiodły się. Byliśmy w kilku serwisach, przy czym tylko jeden wyraził jakiekolwiek zainteresowanie naprawą… najszybciej za 10 dni. Nie mieliśmy tyle czasu. Odciąłem zasilanie do uszkodzonego wiatraka i można było jechać dalej jednak bez klimy i nie przegrzewając silnika.
Dalsza podróż przez góry przestała być bezpieczna. Podjęliśmy zatem decyzję, że wracamy na niziny i autostradami przez Niemcy, nocą (aby bylo chłodniej) jedziemy do domu. Tak zakończyła się nasza alpejska przygoda tego lata.
Wracamy do Sisteron potem Awinion i autostradą w kierunku Lyon do granicy w Mullheim. Zmęczeni i rozgoryczeni nocowaliśmy na parkingu przy autostradzie gdzieś pomiędzy Awinionem a Lyonem we Francji.
Dzień 7. Kierunek Francja.
Na początek Imperia. Temperatura coraz bardziej dawała nam się we znaki. Krótki spacer nas wykończył. Od przyjazdu do Włoch temperatura w cieniu nie spadała poniżej 40-42°C. W słońcu nie dało się wytrzymać. Odpuszczamy więc zwiedzanie San Remo i jedziemy w kierunku Francji. Mentona, potem Monako i Nicea. Tutaj żegnamy się z morzem i jedziemy w kierunku gór. Grenoble, potem alpejskimi przełęczami znowu do Włoch. Taki jest plan. Docieramy do Vergons na nasz pierwszy francuski, alpejski nocleg.
Dzień 6. … i morze.
Przed nami Genua. Szybko minąć, zapomnieć a potem to już prosta droga w kierunku Imperii gdzie planowałem nocować. Niestety nie udało się szybko przejechać Genui a potem jeszcze utknęliśmy w korkach w Savonie. Ostatecznie zjechaliśmy na autostradę i wylądowaliśmy w Cervo, kilka kilometrów przed Imperią. Ogólnie to był strzał w 10. Fajny Camping Del Mare tuż przy plaży ze wspaniałym jedzeniem. Kąpiel w morzu była również mocno pouczająca. Meduzy jednak pażą!
Dzień 5. Znowu góry…
Cel na dzisiaj – Portofino. Ruszamy wzdłuż wybrzeża. Najpierw malownicza La Spezia potem drogą przez Park Narodowy Cinque Terre do Monterosso al Mare i dalej aż do Portofino. Cudowna droga, kręta ze wspaniałymi widokami. Niestety nikt nie podzielał mojej fascynacji tą drogą 🙂 Tymek, Ania a nawet auto bylo mocno wykończone podróżą. Podjazdy, zakręty, klima i temperatura sięgająca 60°C (na wyświetlaczu) męczyła wszystkich. Daliśmy jednak radę i około 16 dotarliśmy do Portofino. Szybko się okazało, że plan noclegu w tej „kultowej” miejscowości był mocno naiwny i naciągany. Nawet zawrócenie nie było możliwe 🙂 Objechaliśmy zatem w rzędzie innych aut miasteczko i pojechaliśmy dalej na zachód. Po drugiej stronie Parku Portofino znaleźliśmy fajną miejscówkę na nocleg w pobliżu osady San Rocco.
Dzień 3 i 4. Luzowanie nad morzem.
Spod Pizy pojechaliśmy w kierunku Massy. Założenie było proste. Zatrzymujemy się na pierwszym kempingu przy morzu. Tak dotarliśmy do Campeggio Italia gdzie spędziliśmy dwie cudowne doby nad Morzem Liguryjskim.
Dzień 2. Korki, góry landem i Fi-Pi-Li.
Krótka wizyta nad morzem i ruszyliśmy dalej. Dzisiaj chcemy dotrzeć na zachodnią stronę Włoch nad Morze Liguryjskie. Teoretycznie to tylko 250 kilometrów jednak trzeba przedrzeć się przez góry. Nie chciałem całej drogi jechać autostradą zatem utknęliśmy w korkach w okolicach Forli. Pierwszy raz w czasie naszej wycieczki zobaczyłem na wyświetlaczu auta, blisko 50°C i jak się potem okazało wcale nie było to dużo. Góry minęliśmy przez San Benedetto in Alpe i pomknęliśmy w kierunku Florencji potem drogą Fi-Pi-Li do Livorno i wieczorem dotarliśmy do Pizy gdzie niedaleko miasta znaleźliśmy parking na noc.
Dzień 1. Wenecja.
Prysznic oraz śniadanie i powoli ruszyliśmy do Wenecji na parking Tronchetto Venezia. Byliśmy tutaj dwa lata wcześniej, również w okresie wakacyjnym ale nocowaliśmy na wyspie i zwiedzaliśmy miasto nocą. Tym razem spacerowaliśmy w ciągu dnia i naszym zdaniem zdecydowanie lepiej zwiedzać miasto wieczorem lub w nocy. Trochę mniej ludzi i zdecydowanie chłodniej.
Po dość forsownej podróży z Polski i kilkugodzinnym spacerze w 40 stopniowym upale pojechaliśmy w kierunku Rawenny szukać odpoczynku i noclegu nad morzem. Znaleźliśmy spokojny parking 100 metrów od morza w pobliżu Porto Garibaldi. Pierwszy dzień we Włoszech zakończył się kąpielą w Adriatyku.
Wakacje 2022.
Niespodziewanie nadszedł lipiec. Ania już wcześniej zaplanowała urlop, Tymek ma wakacje więc najwyższy czas pakować auto. Mamy dwa tygodnie czasu. Plan na ten moment jest prosty. Dojechać do Włoch, najlepiej w okolice Wenecji, potem zahaczyć o Lazurowe Wybrzeże i wrócić przez Alpy do domu.
Czasu nie mamy zbyt wiele więc Czechy i Austrię chcemy przejechać autostradami bez zwiedzania. Na Czechy wykupiłem winietę całoroczną (1500Kč) a na Austrię dwumiesięczną (28,20€). Tańsza opcja to 10 dni, ale planujemy wracać również przez Austrię więc dla nas to trochę za krótko.
Jedziemy do Włoch.
Wyjechaliśmy w niedzielę. Kierunek Cieszyn, Brno, Wiedeń, Graz i Villach gdzie na Shellu w Arnoldstein, tuż przed granicą włoską zaplanowałem tankowanie. To około 730 km od Bielska. Jeździłem tą drogą dziesiątki razy i rutyna niestety mnie zjadła. Zawsze tankowałem paliwo w Austrii bo było o około 20-30 eurocentów tańsze niż we Włoszech. Oczywiście wiedziałem, że od czasu konfliktu na Ukrainie będzie drożej niż rok wcześniej, ale naiwnie założyłem, że w Austrii nadal będzie taniej niż u sąsiada. Niestety nie. Austria – 2,10€, Włochy – 1,95€. Oczywiście poza autostradami.
Granicę minęliśmy około 2 w nocy i do Wenecji pozostało nam 230 km. To około 2,5 godz. jazdy autostradą ale już 4 godz. landem. Podjęliśmy decyzję, że jednak pojedziemy autostradą i prześpimy się na parkingu gdzieś przed Wenecją. 217 kilometrowy odcinek autostrady we Włoszech to koszt 18,20€.
Wielka Racza
Po powrocie z jury wymyśliliśmy sobie skitury. Ostatni tydzień był wyjątkowo ciepły, do tego powoli zbliża się koniec sezonu więc założyliśmy, że jedynie na naśnieżanych trasach będzie jeszcze wystarczająco dużo śniegu. Wielka Racza – tak wybrał prawie ślepy los Ani 🙂
W piątek wieczorem pojechaliśmy przez Zwardoń do Oščadnicy, tam winko, spanie i poranne wyjście na narty. Zaparkowaliśmy na parkingu pod dolną stacją wyciągu Dedovka. Parking bezpłatny, bardzo duży i spokojny.
Rano, kilka minut po 8 wyruszyliśmy niebieską trasą do góry. Wyciąg już działał ale nie było jeszcze wielu narciarzy. Najpierw podejście pod górną stację Dedovki, potem przez Panoramę do górnej stacji wyciągu Laliki. Tam skończyły się trasy narciarskie. Na szczyt i do schroniska podeszliśmy lasem. Pogoda był wyśmienita, ciepło i prawie żadnej chmury na niebie.
Po odpoczynku na szczycie zjechaliśmy na dół tą samą trasą co podchodziliśmy.
Powrót do domu przez Cadcę i Cieszyn. Trochę dalej ale droga lepsza i po drodze szansa na zakupy w Słowacji.
Węgry w lutym… Eger i Tokaj
Przez 77 dni samochód był u blacharza.
Blisko 3 miesiące niecierpliwego oczekiwania. W tym czasie planowaliśmy wyjazd zaraz po odbiorze T4. Taki testowy, względnie krótki. Miało być polskie morze zimą. Hel.
W końcu nadszedł ten dzień i zadzwonił mechanik. Gotowe, zatem jedziemy. Prognozy pogody były jednak wyjątkowo zgodne. Nad morzem będzie lało cały weekend.
Przegląd internetu i szybka decyzja… Węgry – tam świeci słońce. Padło na Eger i Tokaj. W Eger byłem kilkanaście lat temu, Tokaj mieliśmy odwiedzić po raz pierwszy.
Pojechaliśmy na Korbielów i Słowację. Z wyjątkiem Bańskiej Bystrzycy droga całkiem znośna jak na początek lutego. Kilkadziesiąt kilometrów przed granicą węgierką kontrola drogowa. Żadnych pytań o szczepienia, maseczki, cokolwiek… tylko alkomat.
Po dotarciu do Eger skierowaliśmy się od razu do Doliny Pięknej Pani (Szépasszony-völgy) zlokalizowanej niedaleko centrum. Oprócz niezliczonej ilości piwnic ze znakomitym i tanim winem znajdziecie tam rownież duży i spokojny o tej porze roku parking.
Dolinę pamiętam jako zatłoczoną i gwarną ale ostatnio byłem tutaj w sezonie. Teraz część piwnic było zamkniętych, turystów jak na lekarstwo a w tych otwartych pustki. Wino jednak wyborne i tanie. W lokalnej knajpce zjedliśmy późny obiad (w cenie podobnej jak w Polsce) i udaliśmy się na obchód piwnic i degustację win.
Sobota obudziła nas piękną i słoneczną pogodą. Nie mieliśmy jeszcze zasłon na okna więc pobudka była o bladym świcie. Szybkie śniadanie i piesza wycieczka do Eger. Kilkanaście minut marszu do zabytkowego centrum gdzie znajdziecie sporo zabytków i ciekawych miejsc. Tym razem skupiliśmy się na Zamku i Egri Road Beatles Museum – funkcjonującym od 2015 roku, jedynym w tej części Europy 🙂
Wieczorem Tokaj. Przyznam szczerze, że nie odrobiłem zadania domowego i nie zrobiłem reserdżu. Naiwnie pomyślałem, że skoro Tokaj jako wino jest bardziej znany i ceniony niźli Egri Bikaver to miasto będzie conajmniej wielkości Eger, jak nie okazalsze. Oj, jakie było nasze zdziwienie po dotarciu na miejsce. Urocze miejsce… to fakt. Ale lepiej sami się tam wybieżcie aby porównać.
Nocleg to nasz pierwszy romans z aplikacją Park4Night. Romans udany, miejscówka okazała się całkiem fajna, tuż na rzeką Cisą, kilka minut piechotą od centum miasteczka.
Jesteśmy amatorami głównie czerwonego, wytrawnego wina, a dotarliśmy do mekki wina białego. Ze sklepów w Polsce, Takaj znam głównie z win słodkich tutaj jednak bez problemu znaleźliśmy mnóstwo win wytrawnych. Nie było gorzej niż w Eger, oj, nie…