Metallica – M72 Tour, Warszawa 2024
14 kwietnia 2023 miał premierę album 72 Seasons a końcem tego samego miesiąca ruszyła światowa trasa koncertowa M72 World Tour. W ciągu kolejnych 18 miesięcy zespół miał zagrać koncerty w 23 miastach w tym również w Warszawie. W każdym mieście odbyły się po 2 koncerty podczas których były różne setlisty na każdy z koncertów.
W Warszawie zespół zagrał 5 i 7 lipca 2024 r. na PGE Narodowym dzięki czemu mieliśmy okazję na wycieczkę do miasta stołecznego. Pojechaliśmy już w czwartek po południu a jako miejsce noclegu wybraliśmy kemping przy przystani Sum, należącej do koła nr 4 PZW. Lokalizacja kempingu jest świetna, blisko centrum, tuż za bramą przystanek autobusowy, odrobinę dalej do sklepu, ale ciągle w granicach przyjemnego spaceru. Nie bez znaczenia dla nas jest również lokalizacja poza granicą SCT.
Co do samego kempingu… cóż. Infrastruktura pamięta jeszcze czasy głębokiej komuny, 2 toalety z prysznicem i jeden zmywak na całe pole namiotowe to trochę mało. Robiły się kolejki, szczególnie że takich tłumów na kempingu podobno jeszcze nie widziano. Obsługa jednak bardzo miła i pomocna stanęła na wysokości zadania i po pierwszym dniu koncertu zamówione zostały dodatkowe toalety.
Piątek, pierwszy koncert to również nasza pierwsza wizyta na tym obiekcie. Wcześniej czytałem skrajnie różne opinie o akustyce na PGE. Mieliśmy miejsca na trybunach. Napisać że supporty zabrzmiały tragicznie, to nic nie napisać. Nic nie było słychać oprócz hałasu. Ja byłem załamany, Ania ciągle miała nadzieję że Metallica zabrzmi dobrze.
Zabrzmiała dobrze, było wspaniale no i… cóż, to Meta trzeba tam być aby zrozumieć.
W sobotę mieliśmy odpoczywać, pojechaliśmy jednak zwiedzać Warszawę no i przejechać się dwoma liniami metra – w domu przeca tego nie mamy.
No i wyszło blisko 8 godzin chodzenia w pełnym słońcu, ale Warszawę turystycznie możemy odhaczyć i do centrum wracać jedynie na koncerty – niekoniecznie na Narodowym.
Chcieliśmy się również kopnąć windą na Pałac Kultury… ale taki sam pomysł mieli chyba wszyscy uczestnicy dwóch dni koncertu. Odpuściliśmy sobie stanie w kilkugodzinnej kolejce.
Niedziela, drugi koncert z nową setlistą. Tym razem nie poszliśmy na supporty bo poprzedniego dnia i tak nic nie było słychać.
Meta zagrała równie świetnie jak dwa dni wcześniej. Chłopaki dali radę a Kirk i Robert zagrali Kocham Cię, Kochanie Moje Maanamu.
Velomapa
Ścieżka rowerowa wokół Zbiornika Sulejowskiego
Szukając pomysłu na weekendowy wyjazd Ania znalazła w internetach informację o trasie rowerowej wokół Zalewu Sulejowskiego. Wyglądała ciekawie, niezbyt forsownie (+/- 60 km) więc spokojnie uda się zrobić pętelkę w ciągu jednego dnia. Nad samym zalewem według aplikacji Park4night jest również kilka możliwości noclegu, zatem nie zastanawialiśmy się zbyt długo.
Najczęściej miejsce noclegu wybieramy dopiero na miejscu. Tak było również tym razem. Druga sprawdzona przez nas miejscówka okazała się strzałem w 10. W związku z tym, że zależało nam na prysznicu wybraliśmy kemping przy Barze na plaży w Karolinowie. Do wyboru jest całkiem sporo miejsca pomiędzy plażą a lasem, dostęp do prądu i czystej wody, kilka ToyToi i niestety tylko jeden prysznic z ciepłą wodą. W cenniku znaleźliśmy kwotę 70 zł za kampera bez względu na ilość osób, jednak my zapłaciliśmy znacznie mniej 🙂 Może dlatego, że nasza TeCzwótka nie jest jednak pełnoprawnym camperem, może z innego powodu, niemniej serdecznie pozdrawiamy Panią w koszulce Pink Floydów 🙂
Po piątkowym luzowaniu nad wodą w sobotę rano po śniadaniu w końcu ruszyliśmy na rowery.
Wokół zbiornika jest wytyczona Ścieżka Rowerowa im. Zygmunta Goliata oznakowana kolorem zielonym. Niestety znakowanie często jest nieczytelne i nieintuicyjnie, w wielu miejscach brakuje informacji o szlaku i trzeba się posiłkować mapami z internetu. Nigdzie nie znaleźliśmy również ulotek czy drukowanych map szlaku rowerowego.
Na trasie znajdziemy kilka przygotowanych punktów postoju z ławkami (jednak bez zaplecza serwisowego) oraz całą masę uroczych miejscówek z pięknymi widokami.
Trasa ma długość 68 km i poprowadzona jest głównie leśnymi ścieżkami lub lokalnymi drogami z niewielkim ruchem. Właściwie tylko fragment w Sulejowie (most) wiedzie główną drogą. Znaczna część trasy jest na piaszczystym terenie przez co jest dość wymagająca kondycyjnie. Trochę nas to zaskoczyło i na tamie w Smardzewicach ominęliśmy fragmet wiodący wzdłóż Pilicy przez co nasz ślad ma tylko 55 km.
Po drodze znajduje się kilka lokalnych sklepów i budek z jedzeniem jednak większe zakupy można zrobić w Smardzewicach oraz w Sulejowie. Tam również sugeruję zaplanować przerwę na potencjalny obiad.
Trasa jest bardzo przyjemna, ogólnie łatwa jednak bardzo wymagająca ze względu na piaszczysty teren. W kilku miejscach moje cienkie opony turystyczne nie dawały rady. Tak, one przecież nie ja 🙂
Mapki ze śladami tras
Odkąd pojawiła się taka możliwość byłem fanem rejestrowania śladów wycieczek. Początkiem XXI wieku kupiłem pierwszy tracker GPS. Małe urządzenie wielkości paczki zapałek rejestrowało swoją pozycję GPS w skonfigurowanych wcześniej odstępach czasu. Było zasilane na baterie i po podłączeniu do komputera umożliwiało ściągnięcie plików .gpx ze śladem. Fajne i skuteczne.
Potem jednak pojawiły się smartfony z przeróżnymi aplikacjami rejestrującymi ślad. Rozwiązanie prostsze i bardziej uniwersalne ale znacznie obciążające baterię telefonu.
W tym miejscu jednak chciałbym rozróżnić dwa różne typy sladów które rejestruję.
- wycieczki piesze, rower, narty – ogólnie aktywność fizyczna związana z moim przemieszczaniem się w terenie
- jazda samochodem – ślad drogi pojazdu, niekoniecznie związany z tym gdzie ja jestem i co robię w danej chwili
W pierwszym przypadku jestem fanem aplikacji Strava. Jest dostępna na smartfony oraz smartwatche i nawet w bezpłatnej opcji nie ma reklam. Ma własny generator mapek oraz można eksportować plik .gpx do dalszej obróbki.
Jesli chodzi o samochód to rozsądnym rozwiązaniem mogą być bardziej zaawansowane kamerki samochodowe, które umozliwiają rejestrację śladu GPS. Ja jednak jestem zwolennikiem aplikacji Fuelio, której jedyna wadą jest pełna funkcjonalność tylko na platformie Androida. Wersja iOS jest mocno okrojona – między innymi o rejestrację śladu GPS. Dlatego zawsze w czasie podróży mam dwa telefony. Jeden związany z samochodem na którym mam nawigację, muzykę, audiobooki i rejestruję ślad. Dzięki temu ślad samochodu jest tylko śladem podróży.
Jeśli z jakiegoś powodu nie mamy pliku z danymi GPS to można go utworzyć ręcznie.
Najpierw w mapach Google robimy trasę, kopiujemy link tej trasy a następnie dzięki stronie Maps to GPX konwertujemy go na plik .gpx
No dobra. Skoro mamy już pliki z danymi GPS to trzeba je jakoś pokazać na mapie. Można oczywiście ograniczyć się do mapek z aplikacji źródłowych. Problem zaczyna się jeśli chcemy połączyć kilka śladów na jednej mapie. W tym celu zamiennie używam dwóch aplikacji. Obie mają swoje zalety i wady.
Pierwsza, ale nie lepsza to dérive.
Różne style map, możliwość konfiguracjj grubości oraz koloru śladu. Mamy niewiele opcji do wyboru ale dzięki temu mapy są bardzo schludne i czytelne. Jest możliwość eksportu mapy do pliku .png
Drugą ale wcale nie gorszą aplikacją jest GPX.studio
Również mamy odmienne style map do wyboru, jednak tutaj każdy ślad może mieć inny kolor, jak równiez można ustawić znaczniki z ikonami na śladach. Eksportować można edytowany plik jednak nie w formie obrazka. Przyda się tutaj opcja PrtScn 🙂
Masz jakieś pytania? Pisz…
Pomorskie Trasy Rowerowe
Jędrzejów.
Weekendowa wycieczka w świętokrzyskie.
Zapora w Goczałkowicach. Coroczny klasyk.
Nawiązując do corocznej tradycji wybraliśmy się nad Goczałki…
Wicieczka jak zwykle przyjemna chociaż pogoda zrobiła nam psikusa i ostatnie 15 km uciekaliśmy przed deszczem.
Racibórz
Długi majowy weekend uraczył nas nowymi doświadczeniami. Miały być ryby nad Odrą. Niestety nie dojechaliśmy na miejsce. My mieliśmy okazję przejechać się kolejami śląskimi a nasze auto lawetą 🙂
Krzyżowa
Na pierwszą wiosenną kawę w plenerze wybraliśmy się na punkt widokowy pomiędzy Krzyżową a Sopotnią Wielką w Beskidzie Żywieckim. Fajna spokojna miejscówka z przepięknym widokiem.
Kazik – BCK, Bielsko-Biała 2024
W styczniu 2024 r. Kazik ponownie odwiedził Bielkso-Białą. 19 stycznia z Kwartetem ProForma a 20 stycznia solowo. My wybraliśmy się na ten drugi koncert.
Jak to zwykle w przypadku Kazika bywa było czuć moc.
Skiturowe Skrzyczne.
Korzystając z pogody tym razem wybraliśmy się do Szczyrku. Podejście na Skrzyczne głównie wzdłóż trasy zjazdowej przez Halę Skrzyczeńska pomijając szczyt Małego Skrzycznego.
Poniwiec.
Sezon skiturowy rozpoczęliśmy delikatnie, od ośrodka narciarskiego Poniwiec. Małą Czantorię odwiedzamy dość regularnie zarówno latem jak i zimą. Stok jest dość krótki i łatwy, w sam raz na pierwszy zimowy rozruch.
Parking jest bezpłatny dla posiadaczy paragonu z wyciągu, jednak jeśli chcecie „pofoczyć” to trzeba opłacić parking. W tym roku poproszono nas również o nie podchodzenie trasą zjazdową tylko szlakiem lub drogą techniczną.
Podejście (około 3 km) wiedzie głównie lasem i nie jest wymagające.
Jeśli jest wystarczjąca ilość śniegu warto dodatkowo przejść się na szczyt Czantorii i wieżę widokową. Niestety tym razem musieliśmy odpuścić z powodu wystających kamieni na szlaku.
Cieszyn i Český Těšín
Sylwester i Nowy Rok tym razem były dość leniwe. Pogoda średnio sprzyjała chęci wyjścia więc głównie opróżnialiśmy lodówkę i kolejny raz męczyli Gwiezdne Wojny.
2 stycznia postanowiliśmy jednak otworzyć sezon wycieczkowy 2024 roku. Cieszyn i Český Těšín. Niby tak blisko a jednak bywamy tam głównie tylko przejazdem. Nadszedł w końcu czas na spacer.
Miejsce parkingowe znaleźliśmy tuż obok Rynku. 10,50 zł to koszt trzech godzin postoju. Powinno wystarczyć, szczególnie że większość atracji, które chcieliśmy zobaczyć jest w okolicach Wzgórza Zamkowego a w związku z obżarstwem ostatnich dni nie planowaliśmy obiadu po czeskiej stronie.
Tuż poniżej Rynku w Cieszynie znajduje się Cieszyńska Wenecja, którą można dojść do Wzgórza Zamkowego i mostu Przyjaźni. Spacer trwa kilkanaście minut.
Góra Zamkowa to oprócz Zamku głównie Wieża Piastowska, Rotunda romańska (znana z banknotu o nominale 20 zł) czy Wieża Ostatecznej Obrony. U podnóża góry znajduje sie dawny Arcyksiążęcy Browar Zamkowy a z drugiej strony most na granicznej Olzie.
Idąc w stronę mostu Przyjaźni można obejrzeć replikę tramwaju, który kursował w mieście w latach 1910 – 1921. To dość świeża atrakcja Cieszyna.
Ja most kojarzę głównie z małego ruchu granicznego lat słusznie minionych, kiedy to straż graniczna kontrolowała plecaki pełne piwa, studentskiej czy lentinek. Sam most i okolice czeskiej strony niewiele się zmieniły.
Český Těšín w czasie naszego spaceru to Ratusz i zakupy wyśmienitego wina morawskiego w jednej z wielu winotek. Na polską stronę wróciliśmy mostem Wolności.
Spokojnych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku
Nowe życie iPoda.
Od wielu lat jestem fanem iPodów, pierwszego Classica kupiłem na przełomie 2005 i 2006 roku.
Najpierw używałem go klasycznie, tylko ze słuchawkami. Odkąd jednak podróżuje samochodem za granicą iPod stał się moim głównym źródłem muzyki w aucie.
Po pierwsze nie muszę żonglować płytami podczas jazdy, po wtóre posiadając dostęp do muzyki offline nie zużywam cennych pakietów internetu w roamingu. Mogę również w dowolnej chwili podpiąć urządzenie do zewnętrznego głośnika czy słuchawek.
Niestety lata intensywnego życia dały mu w kość i od jakiegoś czasu akumulator gwałtownie tracił na pojemności. Ostatnio nie dało się używać urządzenia bez ciągłego zasilania. Wtedy wypatrzyłem w internetach kolejnego Classica tym razem 6 generacji o pojemności 160GB w dobrym stanie i mój staruszek trafił do szuflady.
Jednak z okazji osiągnięcia pełnoletności mojego pierwszego iPoda 5 generacji o pojemności 30GB postanowiłem podarować mu drugie życie.
30GB to trochę mało, szczególnie jeśli chcielibyśmy wgrać muzykę w formacie bezstratnym dlatego na popularnym chińskim portalu zakupowym oprócz nowej baterii zmówiłem także adapter do podpięcia pamięci SD zamiast oryginalnego dysku.
Adapter obsługuje 2 karty micro SD o maksymalnej pojemości 1TB. Karty muszą jednak być takiej samej pojemości.
Pomimo braku śrubek otworzenie iPoda Classic 5gen nie jest skomplikowane. Wystarczy podważyć matalową część obudowy, jednak na tyle delikatnie aby nie połamać plastikowych zaczepów.
Wymiana dysku to odpięcie jednej taśmy. Bateria jest przyklejona do obudowy taśmą klejącą i podpięta również jedną taśmą.
Operacja podmiany sprzętów zajęła mi maksymalnie pół godziny.
Następnie trzeba podpiąć iPoda do iTunes w trybie DFU (trzymamy kilka sekund przycisk Menu oraz środkowy) i przywrócić oprogramowanie.
Od teraz można skonfigurować iPoda i cieszyć sie nową pojemnością pamięci 🙂
Kult – Trasa Pomarańczowa, Katowice 2023
Od ponad dwóch dekad w okresie jesienno zimowym odbywa się Trasa Pomarańczowa Kultu.
W tym roku 4 listopada zespół zagrał w katowickim Spodku. Na rozgrzewkę pojawił się rzeszowski Ziembul a potem już Kazik z zespołem przez dwie godziny grali największe przeboje Kultu.
Rock Reggae Festival, Brzeszcze 2023
26 sierpnia odbyła się dwunasta edycja Rock Reggae Festival w Brzeszczach na stadionie KS Górnik Brzeszcze.
Jak zwykle zespoły grały na dwóch scenach w tym na dużej scenie zagrali:
- Skapetarda
- Waluś Kraksa Kryzys
- Zdechły Osa
- Tabu
- Organek
Niestety pogoda w tym roku średnio dopisała i podczas całego występu Organka padał ulewny deszcz oraz rozpętała się burza. Zaraz po koncercie ze względu na złe warunki pogodowe uczestnicy festiwalu zostali ewakuowani. My zwinęliśmy się odrobinę wcześniej.
Lyski Rock Festival, Lyski 2023
25 sierpnia 2023 odbyła się kolejna edycja Lyski Rock Festival. Nas zainteresował głównie Kult oraz Strachy Na Lachy. Ciekawy byłem również jak wypadnie Farben Lehre. Stawkę wykonawców zamykał koncert Huntera, który jednak odpuśliliśmy sobie.
Dron – mapy stref
Od blisko dwóch lat dron jest nieodłącznym towarzyszem wszystkich naszych podróży.
Bezpieczne i legalne latanie dronem wiąże się jednak ze spełnieniem kilku niezbędnych procedur jak zgłoszenie lotu oraz sprawdzenie czy nie znajdujemy się w strefie z ograniczeniami lub zakazem lotu. Niestety nie ma uniwersalnego narzędzia dlatego w każdym z odwiedzanych państw trzeba posiłkować się udostępnymi mapami urzędów lotniczych które często nie są proste do odnalezienia.
Poniżej lista map, które do tej pory udało mi się znaleźć.
Rammstein – Stadion Śląski, Chorzów 2023
W ramach trasy Europe Stadiun Tour w lipcu 2023 roku Rammstein pojawił się na dwóch koncertach w Chorzowie na Stadionie Śląskim.
Na pierwszy niedzielny koncert bilety wyprzedały się na pniu, nam udało się kupić bilety na poniedziałek.
Stetlista drugiego koncertu przedstawiała się następująco:
- Rammlied
- Links 2-3-4
- Bestrafe mich
- Giftig
- Sehnsucht
- Mein Herz brennt
- Puppe
- Angst
- Zeit
- Deutschland (remiks Richard Z. Kruspe)
- Deutschland
- Radio
- Mein Teil
- Du hast
- Sonne
- Engel
- Ausländer
- Du riechst so gut
- Ohne dich
- Rammstein
- Ich will
- Adieu
Podczas koncertu był ogień… w przenośni i dosłownie. Na płycie było czuć podmuchy oraz żar wybuchów, a wg. RammsteinWorld.com na każdym z koncetów bawiło się ponad 85 tys. ludzi.
Również Planetarium Śląskie zanotowało drgania podczas koncertu.
Żelazny Szlak Rowerowy
Żelazny Szlak Rowerowy (Železná cyklotrasa) to 54 kilometrowa pętla poprowadzona na pograniczu polsko-czeskim między innymi przez gminy Jastrzębie Zdrój, Zebrzydowice oraz czeską Karwinę.
Wycieczkę najlepiej rozpocząć na parkingu przed Urzędem Gminy w Gdowie. Tam zresztą znajduje się oficjalny początek szlaku rowerowego. My wybraliśmy kierunek Jastrzębie potem Zebrzydowice i Karwina. Spora część szlaku wiedzie znakomicie przygotowaną ścieżką na nasypach dawnej linii kolejowej. W czeskiej części trasy jest trochę więcej jeżdzenia po lokalnych drogach oraz przez miasto Karwina, jednak trasa jest dobrze oznakowana.
Maria Peszek – Cavatina Hall, Bielsko-Biała 2023
Illusion – P23, Katowice 2023
Pablopavo i Ludziki – BCK, Bielsko-Biała 2022
Wokół Jeziora Czorsztyńskiego
Korzystając ze znakomitej pogody na przełomie października i listopada wybraliśmy się na granicę Gorców i Pienin. Świetną miejscówkę ze wspaniałym widokiem na jezioro oraz Tatry jak zwykle znaleźliśmy za pomocą aplikacji Park4Night. Jedynie Google miał trochę problemów ze znalezieniem właściwej (istniejącej) drogi dojazdowej jednak po kilku korektach udało się dotrzeć na miejsce.
Po śniadaniu podjechaliśmy na parking w Sromowcach i już na rowerach ruszyliśmy wokół jeziora Czorsztyńskiego, trudniejszym wariantem trasy Velo Czorsztyn. To niespełna 40 kilometrowa pętelka przez Przełęcz Osice.
Znaczna część trasy (właściwie cały odcinek w wersji łatwiejszej) poprowadzona jest ścieżką rowerową lub drogami o znikomym ruchu. Decydując się na przejazd przez przełęcz wjeżdzamy dopiero na bardziej ruchliwą drogę.
Rock Reggae Festival, Brzeszcze 2022
Szuflady bagażnika.
W czasie gdy samochód stal u mechanika postanowiłem zreorganizować trochę bagażnik naszego Multivana. Pod kanapą znajduje się długi, 120 cm bagażnik, który dodatkowo wydłuża się o kilkadziesiąt centymetrów po rozłożeniu łóżka.
Pierwszym moim pomysłem były plastikowe pudła. Sprawdziły się tylko częściowo ponieważ w czasie jazdy przesuwając się po bagażniku hałasowały i pękały. Trzeba było je czymś podkładać lub przpinać. Mróz w zimie skutecznie pomógł dokończyć dzieła zniszczenia.
Potem pojawiły się torby materiałowe, dodatkowo usztywnione filcem. Te były lepsze. Wygodne w przenoszeniu. Jednak aby wyjąć coś z końca bagażnika musiałem odłożyć gdzieś (głównie na ziemię) inne torby, co było dość uciążliwe, szczególnie podczas deszczu. Po powrocie z wakacji urodził się nowy pomysł.
Szuflady.
Pierwotnie miały być z lekkiej sklejki topolowej. Jednak nie mogłem nigdzie zamówić interesującej mnie ilości a cała płyta nie była mi potrzeba. Zrobiłem je ze zwykłej sklejki z marketu budowlanego. Dodatkowo nawierciłem w nich otwory aby obniżyć wagę oraz polepszyć wentylację. Zamówiłem również prowadnice kulkowe z pełnym wysuwem o maksymalnym obciążeniu 100 kg ponieważ szuflady po wysunięciu mają służyć jako stolik.
Konstrukcja szuflad zamontowana jest bezinwazyjnie w bagażniku samochodu i wpełni demontowalna w ciągu kilku minut.
Wiatrak.
Zaraz po powrocie z wakacji auto trafiło do serwisu na wymianę uszkodzonego wiatraka.
Tak wygląda powód zmiany naszych wakacyjnych planów.
Wakacje 2022. Podsumowanie.
- Podróżowaliśmy przez 13 dni.
- Przejechaliśmy 4160 km.
- Zatankowaliśmy 326 litrów ON.
- Odwiedziliśmy 5 krajów z czego w 4 nocowaliśmy.
- Kąpaliśmy się w 2 różnych morzach na 3 plażach, w 1 jeziorze i 1 basenie.
- Mieliśmy 1 poważną usterkę samochodu.
- Zaliczyliśmy 5 noclegów na kempingach, 3 na dziko i 4 przy autostradzie, głównie przez usterkę, która zmusiła nas do znacznej zmiany planów i podróży głównie nocami.
Dzień 13. Praga.
Do centrum przyjechaliśmy w sobotę rano. Nawet nie było dużego problemu ze znalezieniem parkingu. Po spacerze w centrum Pragi ruszyliśmy w dalszą drogę do domu.
Dzień 12. Muzeum Zeppelina.
Kemping musieliśmy opuścić przed 12 więc resztę dnia spędziliśmy w Friedrichshafhen gdzie poszliśmy m.in. do Muzeum Zeppelina. Dopiero wieczorem pojechaliśmy w kierunku Monachium, Pilzna aż do Pragi.
Dzień 11. Jezioro Bodeńskie.
Przez noc udało się dojechać w pobliże Miluzy (koszt francuskiej autostrady z Lionu do granicy to około 20€). Kilka godzin szybkiego snu na parkingu przy autostradzie i z samego rana ruszyliśmy nad jezioro Bodeńskie. Około 13 dotarliśmy na miejsce. Na kilku kempingach nie było miejsc. Dopiero w Hagnau am Bodensee znaleźliśmy miejsce na nocleg z plażą przy jeziorze (www.camping-kirchberg.de). Po kąpieli w Adriatyku, Morzu Liguryjskim, francuskim basenie przyszła kolej na niemiecko-austriacko-szwajcarskie jezioro 🙂
Dzień 9 i 10. Cruas
Temperatury w dalszym ciągu były ekstremalnie wysokie więc plan na dalszą podróż był ustalony. W ciągu dnia kampimy gdzieś przy wodzie a nocą jedziemy. 20 km od zjazdu z autostrady znaleźliśmy kemping z basenem Harmony w Cruas. Zostaliśmy tutaj na noc i cały kolejny dzień mocząc się w basenie. W dalszą podróż wyjechaliśmy dopiero około 18.
Dzień 8. Alpejska część wycieczki… a może jednak nie?
Sisteron, Gap, Grenoble i nocleg na przełęczy Col Lautaret. Z takim planem ruszyliśmy w droge.
Niestety dotarliśmy tylko do Gap, gdzie na podjeździe rozpadł się jeden z dwóch wiatraków na chłodnicy samochodu. Temperatura i czas dały znać o sobie. Uszkodzony wiatrak wpadał w wibracje, które mogły uszkodzić chłodnicę. Próby naprawienia usterki na miejscu niestety nie powiodły się. Byliśmy w kilku serwisach, przy czym tylko jeden wyraził jakiekolwiek zainteresowanie naprawą… najszybciej za 10 dni. Nie mieliśmy tyle czasu. Odciąłem zasilanie do uszkodzonego wiatraka i można było jechać dalej jednak bez klimy i nie przegrzewając silnika.
Dalsza podróż przez góry przestała być bezpieczna. Podjęliśmy zatem decyzję, że wracamy na niziny i autostradami przez Niemcy, nocą (aby bylo chłodniej) jedziemy do domu. Tak zakończyła się nasza alpejska przygoda tego lata.
Wracamy do Sisteron potem Awinion i autostradą w kierunku Lyon do granicy w Mullheim. Zmęczeni i rozgoryczeni nocowaliśmy na parkingu przy autostradzie gdzieś pomiędzy Awinionem a Lyonem we Francji.
Dzień 7. Kierunek Francja.
Na początek Imperia. Temperatura coraz bardziej dawała nam się we znaki. Krótki spacer nas wykończył. Od przyjazdu do Włoch temperatura w cieniu nie spadała poniżej 40-42°C. W słońcu nie dało się wytrzymać. Odpuszczamy więc zwiedzanie San Remo i jedziemy w kierunku Francji. Mentona, potem Monako i Nicea. Tutaj żegnamy się z morzem i jedziemy w kierunku gór. Grenoble, potem alpejskimi przełęczami znowu do Włoch. Taki jest plan. Docieramy do Vergons na nasz pierwszy francuski, alpejski nocleg.
Dzień 6. … i morze.
Przed nami Genua. Szybko minąć, zapomnieć a potem to już prosta droga w kierunku Imperii gdzie planowałem nocować. Niestety nie udało się szybko przejechać Genui a potem jeszcze utknęliśmy w korkach w Savonie. Ostatecznie zjechaliśmy na autostradę i wylądowaliśmy w Cervo, kilka kilometrów przed Imperią. Ogólnie to był strzał w 10. Fajny Camping Del Mare tuż przy plaży ze wspaniałym jedzeniem. Kąpiel w morzu była również mocno pouczająca. Meduzy jednak pażą!
Dzień 5. Znowu góry…
Cel na dzisiaj – Portofino. Ruszamy wzdłuż wybrzeża. Najpierw malownicza La Spezia potem drogą przez Park Narodowy Cinque Terre do Monterosso al Mare i dalej aż do Portofino. Cudowna droga, kręta ze wspaniałymi widokami. Niestety nikt nie podzielał mojej fascynacji tą drogą 🙂 Tymek, Ania a nawet auto bylo mocno wykończone podróżą. Podjazdy, zakręty, klima i temperatura sięgająca 60°C (na wyświetlaczu) męczyła wszystkich. Daliśmy jednak radę i około 16 dotarliśmy do Portofino. Szybko się okazało, że plan noclegu w tej „kultowej” miejscowości był mocno naiwny i naciągany. Nawet zawrócenie nie było możliwe 🙂 Objechaliśmy zatem w rzędzie innych aut miasteczko i pojechaliśmy dalej na zachód. Po drugiej stronie Parku Portofino znaleźliśmy fajną miejscówkę na nocleg w pobliżu osady San Rocco.
Dzień 3 i 4. Luzowanie nad morzem.
Spod Pizy pojechaliśmy w kierunku Massy. Założenie było proste. Zatrzymujemy się na pierwszym kempingu przy morzu. Tak dotarliśmy do Campeggio Italia gdzie spędziliśmy dwie cudowne doby nad Morzem Liguryjskim.
Dzień 2. Korki, góry landem i Fi-Pi-Li.
Krótka wizyta nad morzem i ruszyliśmy dalej. Dzisiaj chcemy dotrzeć na zachodnią stronę Włoch nad Morze Liguryjskie. Teoretycznie to tylko 250 kilometrów jednak trzeba przedrzeć się przez góry. Nie chciałem całej drogi jechać autostradą zatem utknęliśmy w korkach w okolicach Forli. Pierwszy raz w czasie naszej wycieczki zobaczyłem na wyświetlaczu auta, blisko 50°C i jak się potem okazało wcale nie było to dużo. Góry minęliśmy przez San Benedetto in Alpe i pomknęliśmy w kierunku Florencji potem drogą Fi-Pi-Li do Livorno i wieczorem dotarliśmy do Pizy gdzie niedaleko miasta znaleźliśmy parking na noc.
Dzień 1. Wenecja.
Prysznic oraz śniadanie i powoli ruszyliśmy do Wenecji na parking Tronchetto Venezia. Byliśmy tutaj dwa lata wcześniej, również w okresie wakacyjnym ale nocowaliśmy na wyspie i zwiedzaliśmy miasto nocą. Tym razem spacerowaliśmy w ciągu dnia i naszym zdaniem zdecydowanie lepiej zwiedzać miasto wieczorem lub w nocy. Trochę mniej ludzi i zdecydowanie chłodniej.
Po dość forsownej podróży z Polski i kilkugodzinnym spacerze w 40 stopniowym upale pojechaliśmy w kierunku Rawenny szukać odpoczynku i noclegu nad morzem. Znaleźliśmy spokojny parking 100 metrów od morza w pobliżu Porto Garibaldi. Pierwszy dzień we Włoszech zakończył się kąpielą w Adriatyku.
Wakacje 2022.
Niespodziewanie nadszedł lipiec. Ania już wcześniej zaplanowała urlop, Tymek ma wakacje więc najwyższy czas pakować auto. Mamy dwa tygodnie czasu. Plan na ten moment jest prosty. Dojechać do Włoch, najlepiej w okolice Wenecji, potem zahaczyć o Lazurowe Wybrzeże i wrócić przez Alpy do domu.
Czasu nie mamy zbyt wiele więc Czechy i Austrię chcemy przejechać autostradami bez zwiedzania. Na Czechy wykupiłem winietę całoroczną (1500Kč) a na Austrię dwumiesięczną (28,20€). Tańsza opcja to 10 dni, ale planujemy wracać również przez Austrię więc dla nas to trochę za krótko.
Jedziemy do Włoch.
Wyjechaliśmy w niedzielę. Kierunek Cieszyn, Brno, Wiedeń, Graz i Villach gdzie na Shellu w Arnoldstein, tuż przed granicą włoską zaplanowałem tankowanie. To około 730 km od Bielska. Jeździłem tą drogą dziesiątki razy i rutyna niestety mnie zjadła. Zawsze tankowałem paliwo w Austrii bo było o około 20-30 eurocentów tańsze niż we Włoszech. Oczywiście wiedziałem, że od czasu konfliktu na Ukrainie będzie drożej niż rok wcześniej, ale naiwnie założyłem, że w Austrii nadal będzie taniej niż u sąsiada. Niestety nie. Austria – 2,10€, Włochy – 1,95€. Oczywiście poza autostradami.
Granicę minęliśmy około 2 w nocy i do Wenecji pozostało nam 230 km. To około 2,5 godz. jazdy autostradą ale już 4 godz. landem. Podjęliśmy decyzję, że jednak pojedziemy autostradą i prześpimy się na parkingu gdzieś przed Wenecją. 217 kilometrowy odcinek autostrady we Włoszech to koszt 18,20€.
Torba transportowa.
Do tej pory wszystkie dłuższe wyjazdy robiliśmy we dwoje. Miejsca w samochodzie jest wystarczająco dużo aby nie przejmować się logistyką i rozmieszczeniem bagażu, szczególnie że mamy duży boks dachowy. We troje byliśmy tylko na kilku weekendowych wyjazdach i wiemy już, że przemeblowanie auta przy 3 osobach wewnątrz bywa kłopotliwe a teraz w planach są conajmniej 2 tygodnie. Co zrobić aby bałagan nas nie pokonał?
Mam bagażnik rowerowy na klapę bagażnika. Tym razem rowerów nie zabieramy, więc postanowiłem kupić torbę transportową. Wybrałem opcję ekonomiczną bez stelaża wewnętrznego. Okazało się, że torba z Fiammy jest bardzo fajna, ale zupełnie nie trzyma kształtu i ciężko ją zabezpieczyć.
Stelaż jednak jest konieczny. Nie miałem już czasu na zakup oryginalnego więc zrobiłem go z tego co miałem pod ręką. Wykorzystałem kanalizacyjne rurki PCV, które zostały z remontu. Wyszło super!
Początek czerwca 2022.
Ale ten czas leci… Dzień Dziecka już za nami, rok szkolny się kończy, wszyscy myślą o wakacjach, a ja nawet nie wiem kiedy minął kwiecień i maj.
Mamy trochę zaległości z tych miesięcy. Głównie chciałbym zamieścić relację z wyjazdu do Szkocji i Rumunii, jednak nie mogę przebrnąć przez wybór zdjęć z tych wycieczek. Za dużo tego zrobiliśmy 🙂 A było jeszcze kilka weekendowych wypadów w nasze okolice.
Dyndałki :)
Macie jakieś „dyndałki” w samochodzie?
Pojęcia nie mam jak to nazwać, dynda to przy lusterku zatem nazwałem to „dyndałkiem”.
Ja nigdy do tej pory nie miałem. Zawsze minie to śmieszyło, głównie dyndające na lewo i prawo płyty CD.
Nie wiem czy to wina kryzysu wieku średniego ale kilka dni temu zawiesiłem sobie „dyndałek”. Taki trochę na przekór i z podtekstem.
Wybrałem kasetę. Nie przypadkowo zresztą taką. „Kaseta TDK” to jeden z pierwszych kawałków Kultu jakie usłyszałem. „Kaseta” to pierwsza płyta CD Kultu, którą kupiłem. Kasety towarzyszyły mi całą podstawówkę i dużą część liceum. Z kaset uczyłem się słuchać dobrej muzyki. Jako dzieciak właśnie na kasety nagrywałem audycje a nawet całe płyty z Trójki. Kasety kojarzę z latami osiemdziesiątymi a muzykę z tamtych czasów najbardziej cenię. W końcu mam kilka pudeł kaset, które grzecznie czekają na lepsze czasy bo na ten moment nie mam decka. Ale zamiłowanie do analogowego brzemienia przelałem na winyle.
I jeszcze jedno. Mój stareńki Transporter nie miał nawet magnetofonu, firmowo wyposażony był już w CD, zatem ta kaseta taka trochę na przekór…
… a co jest na tej „dyndającej” taśmie? The Doors i między innymi Riders on the Storm.
Wielka Racza
Po powrocie z jury wymyśliliśmy sobie skitury. Ostatni tydzień był wyjątkowo ciepły, do tego powoli zbliża się koniec sezonu więc założyliśmy, że jedynie na naśnieżanych trasach będzie jeszcze wystarczająco dużo śniegu. Wielka Racza – tak wybrał prawie ślepy los Ani 🙂
W piątek wieczorem pojechaliśmy przez Zwardoń do Oščadnicy, tam winko, spanie i poranne wyjście na narty. Zaparkowaliśmy na parkingu pod dolną stacją wyciągu Dedovka. Parking bezpłatny, bardzo duży i spokojny.
Rano, kilka minut po 8 wyruszyliśmy niebieską trasą do góry. Wyciąg już działał ale nie było jeszcze wielu narciarzy. Najpierw podejście pod górną stację Dedovki, potem przez Panoramę do górnej stacji wyciągu Laliki. Tam skończyły się trasy narciarskie. Na szczyt i do schroniska podeszliśmy lasem. Pogoda był wyśmienita, ciepło i prawie żadnej chmury na niebie.
Po odpoczynku na szczycie zjechaliśmy na dół tą samą trasą co podchodziliśmy.
Powrót do domu przez Cadcę i Cieszyn. Trochę dalej ale droga lepsza i po drodze szansa na zakupy w Słowacji.
Olsztyn
Po powrocie z Sandomierza pogoda cały czas była wyśmienita. Prognozy zapowiadały pogorszenie dopiero końcem tygodnia. Po moich busowych wyjazdach zostało nam jeszcze kilka jednorazowych grili więc trzeba wygrzać się trochę w słońcu i zjeść jakąś kiełbachę.
Jedziemy na Jurę.
Jak zwykle na miejsce dotarliśmy późnym wieczorem. Wybór odpowiedniej miejscówki na nocleg po ciemku, w nowym miejscu, wcale nie należy do najłatwiejszych. Jak się rano okazało trafiliśmy całkiem przyzwoicie tym razem za pomocą aplikacji „Grupa Biwakowa”. To polski odpowiednik „Park4night” z dość prężną grupą na FB, stroną i apką na telefony. Mniej intuicyjna i dopracowana ale z większą ilością opisanych lokalizacji w kraju. Moim pierwszym wyborem nadal zostaje „Park4night” ale „Grupy Biwakowej” nie usuwam jeszcze z telefonu, zobaczymy.
Słoneczny poranek w środku tygodnia w Olsztynie był nadzwyczaj spokojny. Na ogromnym placu za zamkiem dopiero przed południem pojawiło się kilka samochodów. Na parkingach od strony drogi i głównego wejścia trochę większy ruch ale na zamku nie było tłoczno. Po spacerze przestawiliśmy auto w bardziej ustronne miejsce pod lasem i zaczęliśmy przygotowywać obiad. Pierwszy raz przydała się nowa markiza w aucie.
Po kilkugodzinnym luzowaniu się w słońcu pojechaliśmy na Mirów i Bobolice, jednak oba zamki były zamknięte. Pozostał nam już tylko powrót do domu przez Dąbrowę Górniczą.
Zalipie, Sandomierz
Jest piątek, 18 marca i widok za oknem potwierdza to co zapowiadały prognozy pogody.
Ma być słonecznie cały weekend, zatem po południu pakujemy auto. Pierwszy nocleg chcemy zrobić w Zalipiu potem Sandomierz i może Kazimierz. Ruszamy przez Kozy, Kraków potem Tarnów.
Do Zalipia dojechaliśmy już późnym wieczorem. Nocleg kolejny raz wybraliśmy z Park4Night. Spokojne miejsce pomiędzy budynkiem Domu Malarek a szkołą. W piątek wieczorem, końcem zimy nie było tam najmniejszego ruchu. Dom Malarek niestety zamknięty jest przez cały weekend.
Sobota jest słoneczna ale jednak dość mroźna. Spacer po Zalipiu to +/- 5 km, przy czym warto udać się do Zagrody Felicji Curyłowej czyli filii Muzeum Etnograficznego w Tarnowie. Bilet kosztuje kilka złotych a domki są urocze
Chcieliśy obejrzeć jeszcze miejscowy kościół ale trafiliśy na odpust i mszę.
Jeszcze przed południem ruszyliśmy w kierunku Sandomierza. Na nocleg wybraliśmy miejscówkę koło mostu na Wiśle. Dziki i ogromny plac nad rzeką ze wspaniałym widokiem na Sandomierz nocą.
Spacer po Sandomierzu w naszym przypadku to niespełna 9 km, zaczęliśmy od Bramy Opatowskiej, potem spacer po Rynku i Podziemna Trasa Turystyczna. Po obiedzie Wąwóz lessowy Królowej Jadwigi i powrót drugą częścią miasta do samochodu. Stare miasto Sandomierza robi świetne wrażenie, jest piękne i urocze. Często przypominało mi rodzinne Bielsko. Natomiast bardzo roczarowany jestem lochami sandomierskimi. Trasa biletowana, co nie jest problemem – rozumiem, że miasto chce zarabiać na atrakcjach, ale przewodnik nudny i bez jaj a poza tym szybko i tłoczno. Grupa była tak liczna, że nie mieściliśmy się wszyscy w jednej piwnicy a samodzielnie spacerować nie wolno. Ogólnie jestem na nie – szczególnie, że większość trasy to odnowione i przeprojektowane w latach siedemdziesiątych podziemia nie mające wiele wspólnego z historycznymi lochami. Podobnie rozwiązane było zwiedzanie podziemi projektu Riese w Osówce i Walimiu – ale tam przewodnik robił dobrą robotę…
Trochę zmęczeni całym dniem wieczorem zaparkowaliśmy tuż nad brzegiem Wisły. Jeszcze przed świtem zaczęli pojawiać się wędkarze, ale i tak miejsce jest fajne nawet na dłuższy pobyt. Warunkiem jest brak opadów. Cały teren to wysokie trawy i błoto. Błoto jest dosłownie wszędzie.
W niedzielę wybraliśmy się w Góry Pieprzowe. Podjechaliśmy samochodem na maleńki parking na końcu ulicy Błonie. Są dwa miejsca parkingowe w okolicy Gór Pieprzowych i jak się okazało wybraliśmy to ciekawsze Z parkingu jest około 2 km podejścia pod szczyt góry gdzie szlak wiedzie zboczem, na którym jest największe dzikie rosarium w Europie. Podejście jest krótkie ale wbrew pozorom wcale nie najłatwiejsze. Na szczycie jest punkt widokowy i kilka ławeczek, jak również ten drugi parking w okolicy Parking należy do zlokalizowanej tutaj restauracji i początkiem marca wjazd był jeszcze zamknięty.
Po zejściu zdecydowaliśmy, że dzisiaj jednak odpuszczamy Kazimierz. Po drodze odwiedzimy jeszcze Zamek Krzyżtopór w Ujeździe i wracamy do domu.
To była dobra decyzja. Zamek robi ogromne wrażenie i zdecydowanie warto tam się wybrać, szczególnie, że jakieś 500 m od zamku jest całkiem przyjemny, dziki parking ze wspaniałym widokiem na zamek. Tym razem tylko wypiliśmy tutaj kawę, ale na stówę kiedyś wrócimy na nocleg.
Projekt Riese
Kolejny wyjazd. Tym razem chcieliśmy sprawdzić jak żyje się we troje w busie. Przy okazji nowy boks na dachu i trudne warunki. Alerty RCB o silnym wietrze w całym kraju. Sprawdziło się… Wiało mocno przez całą drogę.
Skrzynię zamówiłem początkiem tygodnia. Jak sie jednak okazało po fakcie, termin dostawy był lekko abstrakcyjny. 60 dni. Udało się zatem szybko wycofać transakcję i kupić inną, dostępną od ręki. Chciałem dużą, otwieraną z dwóch stron. Padło na Modula Case System w wersji 550 litrowej. Długa na 2 metry i wysoka na prawie 50 cm. Miała dotrzeć do nas w czwartek. Nie dotarła. W piątek tuż przed wyjazdem okazało się, że kierowca z boksem stoi w urzędzie celnym w Czechowicach.
Zatem ruszamy, po drodze wrzucimy skrzynię na dach i w dalszą drogę. Tak też zrobiliśmy. Montowaliśmy trumnę na parkingu pod urzędem. Poszło bez większych problemów. W tym modelu uchwyty przykręcamy bez narzędzi. Kartony do środka i w drogę. Pierwszym celem podróży była Polanica Zdrój. Chcieliśmy tam przy okazji odwiedzić znajomych. Pojechaliśmy na Ostrawę, Opawę – szybkie zakupy po stronie czeskiej, potem Nysa, Kłodzko i w Polanicy byliśmy późnym wieczorem.
Koło 21 ruszyliśmy dalej. Pierwszy nocleg miał być w Osówce. Było już późno i na ślepo zawierzyłem nawigacji… To był duży błąd ale jakoś udało się dojechać na miejsce. Wiało przerażliwie mocno, znaleźliśmy jednak miejsce względnie osłonięte od wiatru i nie pod drzewami 🙂 Pierwszy nocleg w trójkę. Do spania miejsca jest wystarczająco dużo. Jest wygodnie jednak przemeblowanie auta i rozłożenie łóżka przy trzech osobach wewnątrz jest już dość uciążliwe. Szczególnie gdy za zewnątrz leje, wieje i temperatura w okolicach zera.
Sobota to zwiedzanie Osówki i przejazd na drugą stronę góry do Sztolni w miejscowości Walim.
Byliśmy wykończeni. Po późnym obiedzie zapadła decyzja, że nocleg robimy na parkingu pod Zamkiem Książ w Wałbrzychu. Parking jest płatny, za busa 15 zł. Według informacji z park4night miały być toalety. Owszem, są ale czynne tylko w sezonie do tego w czasie obecności parkingowego – od rana do wieczora.
Kolejny dzień to zwiedzanie zamku Książ i piesza wycieczka do Starego Książa.
Wracaliśmy A4. Pierwszy raz od zlikwidowania bramek. Ehh. Po walce z kilkoma różnymi aplikacjami do opat autostradowych finalnie udało się zakupić bilet w appce usługi mPay. Ogólnie to temat na dłuższy wywód jak skutecznie uprzykrzyć życie kierowcom. Innym razem o tym.
Cała przejechana droga to 700 km przy bardzo mocnym wietrze i z boksem na dachu. Spalanie wyszło około 1,5 litra wyższe niż w czasie wycieczki do Eger, przy czym naiwnie zakładam, że głównie z powodu wiatru.
Węgry w lutym… Eger i Tokaj
Przez 77 dni samochód był u blacharza.
Blisko 3 miesiące niecierpliwego oczekiwania. W tym czasie planowaliśmy wyjazd zaraz po odbiorze T4. Taki testowy, względnie krótki. Miało być polskie morze zimą. Hel.
W końcu nadszedł ten dzień i zadzwonił mechanik. Gotowe, zatem jedziemy. Prognozy pogody były jednak wyjątkowo zgodne. Nad morzem będzie lało cały weekend.
Przegląd internetu i szybka decyzja… Węgry – tam świeci słońce. Padło na Eger i Tokaj. W Eger byłem kilkanaście lat temu, Tokaj mieliśmy odwiedzić po raz pierwszy.
Pojechaliśmy na Korbielów i Słowację. Z wyjątkiem Bańskiej Bystrzycy droga całkiem znośna jak na początek lutego. Kilkadziesiąt kilometrów przed granicą węgierką kontrola drogowa. Żadnych pytań o szczepienia, maseczki, cokolwiek… tylko alkomat.
Po dotarciu do Eger skierowaliśmy się od razu do Doliny Pięknej Pani (Szépasszony-völgy) zlokalizowanej niedaleko centrum. Oprócz niezliczonej ilości piwnic ze znakomitym i tanim winem znajdziecie tam rownież duży i spokojny o tej porze roku parking.
Dolinę pamiętam jako zatłoczoną i gwarną ale ostatnio byłem tutaj w sezonie. Teraz część piwnic było zamkniętych, turystów jak na lekarstwo a w tych otwartych pustki. Wino jednak wyborne i tanie. W lokalnej knajpce zjedliśmy późny obiad (w cenie podobnej jak w Polsce) i udaliśmy się na obchód piwnic i degustację win.
Sobota obudziła nas piękną i słoneczną pogodą. Nie mieliśmy jeszcze zasłon na okna więc pobudka była o bladym świcie. Szybkie śniadanie i piesza wycieczka do Eger. Kilkanaście minut marszu do zabytkowego centrum gdzie znajdziecie sporo zabytków i ciekawych miejsc. Tym razem skupiliśmy się na Zamku i Egri Road Beatles Museum – funkcjonującym od 2015 roku, jedynym w tej części Europy 🙂
Wieczorem Tokaj. Przyznam szczerze, że nie odrobiłem zadania domowego i nie zrobiłem reserdżu. Naiwnie pomyślałem, że skoro Tokaj jako wino jest bardziej znany i ceniony niźli Egri Bikaver to miasto będzie conajmniej wielkości Eger, jak nie okazalsze. Oj, jakie było nasze zdziwienie po dotarciu na miejsce. Urocze miejsce… to fakt. Ale lepiej sami się tam wybieżcie aby porównać.
Nocleg to nasz pierwszy romans z aplikacją Park4Night. Romans udany, miejscówka okazała się całkiem fajna, tuż na rzeką Cisą, kilka minut piechotą od centum miasteczka.
Jesteśmy amatorami głównie czerwonego, wytrawnego wina, a dotarliśmy do mekki wina białego. Ze sklepów w Polsce, Takaj znam głównie z win słodkich tutaj jednak bez problemu znaleźliśmy mnóstwo win wytrawnych. Nie było gorzej niż w Eger, oj, nie…